Wydawać by się mogło, że w dobie kapitalizmu wszystko podyktowane jest żądzą pieniądza i że społeczeństwo dąży do ciągłego wzbogacania się. Siła nabywcza konsumentów w imię kryzysu osłabła co wpływa, a raczej powinno wpływać na jeszcze większą potrzebę skoncentrowania się dostawców na kupujących To by było tyle z teorii, że siła konsumenta istnieje w Hiszpanii pachnącej pomarańczami i tanim winem. Ten kraj jest specyficzny i trochę nieoczywisty, zwłaszcza jeśli chodzi o biznes. I tak w sytuacji gdy wchodzi klient do sklepu z gotówką i chęcią wielką jej wydania, nie jest to wystarczający impuls dla mieszkańców półwyspu iberyjskiego, aby choć przez chwilę skierować jakiekolwiek zainteresowanie na owego nieznajomego. Jeśli ktoś z postawą i rozumowaniem przywiezionym z indywidualistycznego państwa ma przyjemność obcować z hiszpańską obsługą klienta, bądź ogólnie z procesem zakupowym to ma gwarantowany szok kulturowy. Mianowicie konsument nic nie może, i nawet jak coś chce kupić to i tak spotka się z zerowym wysiłkiem ze strony sprzedającego. Często ma to oblicze magicznego słowa „innym razem”, bądź cudownie brzmiącym „manana” czyli w wolnym tłumaczeniu :”nie truj dupy dzisiaj”.
Optymalizacja również nie jest mocną stroną Hiszpanów i tak jeśli są właścicielami salonu piękności, który okupowany jest w ciągu weekendu najbardziej, bo w ciągu tygodnia zamyka się idealnie o tej samej godzinie co wszystkie biurowce w okolicy. Głos rozsądku podpowiadałby i starałby się wpłynąć na pomysł czerpania korzyści z chętnych konsumentów … Po pierwsze wydłużenie godzin pracy, po drugie zatrudnienie kogoś na weekend. Żadna z powyższych podpowiedzi nie ma miejsca w tym kraju. Tutaj ludzie akceptują minimum i nie chcą nawet wysilić się na próbę ogarnięcia ciut więcej niż totalna podstawa bytowania. Zatem jeśli myślisz, że chęć zostawienia jakiego szmalu ma jakiekolwiek znaczenie dla przedsiębiorców (rdzennych, bo emigranci rozumieją co to znaczy kasa i jak się ją zdobywa) to się grubo mylisz.
Jeśli chcesz coś kupić to musisz podporządkować się do reguł sprzedających i jeśli naprawdę chce Ci się piwa napić, to swoją godzinę w pustej prawie restauracji wyczekać musisz. Jeśli chcesz sobie dogodzić jakąkolwiek usługą, w rachubę należy wliczyć, że nikt od ręki tutaj nic nie robi, nawet jakby umierali z nudów i nie mieli klienta od tygodnia. Dla prawdziwego Hiszpana zawsze jest albo za wcześnie, albo za późno albo poniedziałek, w którym biznesy odpoczywają po niedzielnym niepracowaniu….
ehhh…czasem mi się wydaję, że kryzys uzależniony jest od postawy obywateli a nie tylko od wpływów wałków finansowych made in USA…..