Czym skorupka za młody nasiąknie – czyli niechciany spadek

Dorośli potrafią być tak bezmyślnie niepoprawni, tak bezmyślnie skrzywiać dole swoich podopiecznych w imię własnego niezrozumienia. Wychowywanie dziecka do ciągły przekaz informacji, które zbudują przyszłe wartości, własną samoocenę i miejsce w społeczeństwie. Dzieci są najchłonniejszą gąbką każdych pomyłek i najbardziej wrażliwe na to co ich otacza. Taki mały przedstawiciel naszego gatunku nie jest wstanie wytłumaczyć sobie i uargumentowywać zaistniałe nerwowe sytuację. Dziecko nie zrozumie, że rodzice krzyczący na siebie, mają problemy komunikacyjne i krzyczą z bezradności i nawarstwienia się problemów uzbieranych. Dziecko nie zrozumie, że przemoc to kolejny wyraz braku umiejętności poradzenia sobie z własnymi emocjami, które ujście znajdują w najszybszy dostępny sposób. Dzieci nie zrozumieją, że obwinianie jednej osoby, tak naprawdę jest subiektywnym odczuciem rodzica zranionego i znów i jeszcze raz nie umiejącego się komunikować. To co dla przyjaciółki czy kolegi było by normalną dorosłą rzeczywistością w oczach malucha jest traumą, które zaprowadzi tylko w jedno miejsce. Tam gdzie własne poczucie bezpieczeństwa będzie zawsze zagrożone, tam gdzie wartość siebie samego będzie zawsze naruszona, tam gdzie szczęście będzie obijać się o zdruzgotanie i bezsilność przenoszoną dalej. Niczym list w butelce, trafiający z jednego brzegu do drugiego, przekazujący tą samą złą mapę dróg i niestety ciągle wypuszczany w ponowną podróż do kolejnego chłonnego brzegu. To głupie i bezsensowne, że my jako dorośli tak łatwo możemy źle ulepić charaktery naszych dzieci i nie chodzi, że jak dziecko poślemy na fortepian to wszystko już załatwione. Pewnie! pomyśleć by sobie można, że lepiej mają niż my mieliśmy, w końcu i lego wszechobecne i barbie i tyle kolorowych gadżetów, o których sobie nawet wyobrazić nie mogliśmy. No i dziecko wysłane w różowych rajstopach na taniec, to szczęściarz wielki bo my rajstop nie mieliśmy….No własnie nie bardzo…Jak posiada się skrzywione społeczeństwo, ciężko odciąć te wszystkie balasty lat uprzednich, które każde z nas dotknęło bądź chociaż świadkiem było. Stworzenia człowieka zbalansowanego to nie kwestia kupienia tego czy tamtego, to proces…I choć wiele razy słyszałam od przyszłych mam, że wychowywać chcą inaczej niż to co przeżyły same, widzę że błędy zakorzenione są tak głęboko, że nawet taka mama nie dopuszcza do myśli ich istnienia. W kółko powtarzające, że posiadają szczęśliwe dziecko, bo nie wychowane w ręcznej przemocy, a że krzyczą o wszystko, z tej swojej bezradności i poruszają tematy, które usłyszeć dziecko nie powinno to nieważne jest. Wyeliminowanie jednej składowej nie zmienia całego obrazka. Do poprawy trzeba głębokiego zrozumienia co jest dobre a co złe. Należy zbudować własny system wartości i uparcie się nim kierować, a dziecko traktować jak najzdolniejszego ucznia, który potrafi wyłapać każde słowo i postawę i nieważne, czy serwujesz dobre przykłady czy złe. To my jesteśmy Panem okrętu i to my możemy przerwać łańcuszek popaprania przekazywanego niczym najcenniejszy posag z dziada pradziada. Jak zawsze potrzeba odwagi, aby stanąć i powiedzieć NIE dla przyjętych norm i kłamliwych moralnych drogowskazów. Ty sam możesz stworzyć coś wyjątkowego, jedynie musisz zrozumieć co miałeś i nie bać się zmienić znanych prawd. Nie bać się zaakceptować doznanego i mieć jaja, aby wybrać inną drogę, drogę która poprowadzi do życia bez troli przeszłości.

 

Spontany – czyli to co pozostanie do ostatniej minuty

Nic nie jest przyjemniejsze niż spontaniczne decyzje, takie podjęte tutaj i teraz. Takie z zaskoczenia, ocierające się o lekkoducha i gamonia. Patrząc oczami kontrolera całkowitego, takie momenty szalone przyprawiają o porządną migrenę, ponieważ wiążą się z procesem decyzyjnym tak krótkim, że taki dyktator życia uporządkowanego mógłby nie być w stanie przyswoić myśli, że pomysł się w ogóle pojawił……kiedy on już dawno został wcielony w życie. Będąc wiecznie w gorącej wodzie kąpana, zawsze musiałam spontaniczność na smyczy trzymać, pod przykrywką wszelakich wymówek i ograniczeń narzuconych przez wykalkulowany chłodny rozum. Taki przeliczający, że wyjazd tam gdzie ja chcę, jest nie potrzebny i niechciany i lepiej spożytkować pieniądze na czarną godzinę przyszłości. Albo choćby na prezenty dla bliskich, bo wtedy z wydawania mniejsze wyrzuty sumienia, no i się ma uczucie dobrego uczynku. Do tego dochodziły szelki nałożone przez otoczenie i ludzi, które dostarczały mi małe westchnienie niespełnienia… Pora popuścić sobie i poczuć zwariowanie płynące prosto w endorfiny w mojej głowie, takie od dawna przykryte kurzem. Życie składa się z krótkich momentów, z małych niespodzianek, intensywności doznań i tego nieoczywistego zaskoczenia. Pewnie! kontrolować lubię wszystko, ale wpuszczając w progi mego życia chwile zapomnienia, ofiaruję sobie samej powiew lekkości szczęścia. Rzecz jasna nie otwieram drzwi dla niczego co może zaszkodzić mojemu zdrowiu albo nadwyrężyć budżet, tak do ostatniej kropli. Więc jakieś ramy bezpieczeństwa zachowane są, a zwariowane pomysły mieszczą się w normach społecznych, zatem akcept przywalony wielką pieczątką. Wiem, że będąc któregoś dnia u kresu moich dni, spojrzę za siebie, uśmiechając się że jaja miałam na te chwilki, które nadały barw mojemu życiu. Nawet kiedy nie będę mieć nic, kiedy odejdą ludzie, których kocham…… Nawet kiedy z dorobku życia zostanie tylko pościel w obcym łóżku….. Nawet kiedy ze znanego świata pozostaną stare nostalgiczne filmy na zapomnianych krążkach dvd….. Nawet jak nie będę mieć już komu opowiadać ani pisać….. To i tak będę cudownie szczęśliwa,  wspomnę te wszystkie momenty, które wykreowały moje życie i które na zawsze pozostaną przy mnie. Całą piersią staram się łapać życie, kolekcjonując każde doświadczenia. To jedyne co posiadam, to jedyna wartość w życiu która przetrwa, która zostanie ze mną do ostatniej minuty, jeśli tylko los ocali moją pamięć…..

Cieszę się, że na drodze życiowych zakrętów spotkałam wariata, który wydobywa ze mnie to szaleństwo….

Zatem śniegi październikowej Kanady czekają. W między czasie mała spontaniczna weekendowa niespodzianka Polska czeka też 😉

 

Zmagania gorszego dnia – czyli jeszcze raz SPIEPRZAJ DZIADU

Trole przeszłości zakradają się we wszystkie kąty duszy, wychodząc tak od czasu do czasu i to bez zaproszenia. Kiedy tylko masz chwilę bez warty nowych zasad, że doła dopuszczać żadnego nie będziesz wkraczają małe psuje humoru. Se myślisz, że miał mijać kolejny dzień….gdzie nie dajesz się podstępnej podświadomości, gdzie czujesz się pewnym człowiekiem, szczęśliwym i bezpiecznym. Może nie wszystkie trole się wdzierają, ale czasem nawet  jeden potrafi przedrzeć się przez barykadę i namącić, wpuścić zwątpienia, podburzyć wiarę, połamać prawdę. Jeśli ie wyrażasz zgody na taki stan rzeczy, śmiało i głośno powiedz SPIEPRZAJ DZIADU. Sam sobą podporą bądź, sam wybierz, odrzucając krzywe proste budowane od dziecka. Sam siłę i wiarę sobie podaruj i utwierdź w słuszności wyborów. Sam nadawaj karty dostępu dla wszystkich dziadów, które wleźć bez przepustki chcą. Najważniejsze w gorszych dniach jest bycie przyjacielem dla siebie samego. Nie dojeżdżać, nie obwiniać tylko wziąć za rękę i poprowadzić do najbliższego wyjścia. Tam czeka potok przyjemności przyziemskiej, tam czeka kilogramy świeżego powietrza i radości. Skoro wiedza jest, co za rogiem się skrywa, nie warto tracić czasu na własne przygnębienie. To piekące uczucie tęsknoty, pomimo nie ma nawet cienia za czym by się mogło tęsknić. To niewygodne wiercenie się z niewygodności panującej, choć nawet centymetra niekomfortowego się nie posiada pod własną pupą. Ludzka podświadomość to taka mała szafa pełna paskustw z dupy, które czyhają aby psuć przyszłość. O nie! Proszę ładnie podziękować i nie wpuszczać słabości, które zamiast chronić, tylko mącą podsuwając mylne prawdy, tylko dlatego że boimy się być szczęśliwi, że boimy kochać a jeszcze bardziej boimy się być kochani.

 

powiązane posty: https://kamilalila.wordpress.com/2013/06/17/ksiazka-wdzierajaca-sie-gleboko-czyli-kurcze-kobieta-ma-racje/

Zniewolenie – czyli maska nałogu

Każdego dnia wciągając dobry i zdrowy lunczyk zrobiony przez mojego mężczyznę przyglądam się uważnie dwóm nietypowym postaciom. Jedna ma na imię anorektyczka, druga to ta kochająca jedzenie zbyt mocno. Obie ekstremalne, obie zniewolone przez jedzenie w potrzasku własnych krzywych ścieżek postrzegania szczęścia. Serce mi rozpada się na drobne części, kiedy obserwuję dziewczynę wychudzoną do stadium na wpół do śmierci. Jej przyniesiony groszek w liczbie może 50 sztuk jest przeżuwany bardzo starannie i wolno, tak aby wmówić organizmowi, że jak już coś się żuje długo to znaczy, że się je dużo. Wygląda na bardzo chorą, podejrzewam że ciało dawno przestało produkować hormony, powodując że stała się pokrowcem na własne kości. Przykro mi patrzeć, jak je jogurt taki na 3 łyżki przez 30 minut, poświęcając wiele chwil na przeżucie każdego zapachu posiadanej strawy….Chciałabym coś powiedzieć, dotrzeć może jakoś, ale nie mogę, nie wypada, nie przy stole. Z drugiej strony pracowniczej stołówki, mam obrazek postaci wpychającej sobie do gardła oby więcej i oby bardziej niezdrowo.Dystans do siebie ma, lubiąc aspekty swojej tuszy, co prawda w kółko powtarza coś o diecie potrzebnej od poniedziałku, kontynuując dostarczanie śmieci kalorycznych zamaszystymi ruchami. Myślę, że i jej ciało przestaje funkcjonować poprawnie, bo nie wierzę że jest wstanie ogarnąć tak duże przeciążenia. Obie ciągną słabości za sobą, topiąc wszystkie winy w pokarmowym złudzeniu. Obie sprawiają, że dziwnie czuję się z widelcem w ręku, obie dostarczają mi uczucie złości, bo aż mnie nosi, żeby krzykiem zażądać ogarnięcia się. Obie niszczą siebie, obie nadają sens życia jedzeniu…. Bycie niewolnikiem czegokolwiek jest takie bezsensowne, jest oznaką słabości i tego wewnętrznego krzyku, który nie może być wypowiedziany inaczej niż przez niszczenie siebie samego. Uzależnienie jest ofiarowaniem sobie chwilowego wytłumaczenia, że problemy które drzemią nie są przyczyną niczego. Przecież upicie się do nieprzytomności jest istnym uczuciem euforii przeżartej bólem duszy. Przecież zwymiotowanie co do okruszka pochłoniętej kanapki jest wyrazem kontroli totalnej na wskroś wystraszonej istoty, która żyć nie potrafi. Ciągnięcie siebie samego w jakikolwiek nałóg jest jak narzucanie sobie kolejnych kilogramowych oponek na środku morza bez dna. Topienie siebie samego we własnej niezdolności do bycia szczerym, tak na własne życzenie. W sumie racja, łatwiej się krzywdzi niż rozumie potrzeby i obawy, które tak umiejętnie pogrążają każdą sekundę tego nieudolnego dnia. Po co sobie odpowiedzieć, że to oderwanie na chwilę, daję nam tylne drzwi od odpowiedzialności posiadania życiowych jaj. Prawdziwa kontrola i siła tkwi nie w wyżeraniu własnego organizmu, ale w głowie która potrafi nieugięcie zdecydować jak żyć chce. Otoczona jestem ludźmi tak słabymi, którzy potrzebują zanurzać całą rzeczywistość w kroplach chwil zapomnienia niż dumnie podnieść twarz i żyć pełną piersią. Ludzka niemoc jest tak przerażająco łatwa w zasłanianiu prawdziwych pytań i odpowiedzi. Taka łatwa do przepuszczenia całego życia swojego jak i bliskich przez palce totalnego udupienia. Szkoda, że tak mało ludzi odważnych pozostaje w dzisiejszym świecie.

Małe marzenia – czyli jak ogarnąć dorosłość

Każdy ma takie momenty w życiu, które obcierają z dziecięcych marzeń. Takie chwile kiedy świat tworzony oczami dziecka staje się tak zwyczajnie szaro-bury. Takie momenty kiedy ludzie dyskutują o czymś co dyskutowane nie powinno być. Wszystko co latami kolekcjonowane w wyobraźni, chowane w głębi szufladek idealistycznego życia małych dziewczynek okazuje się nierealnie głupie. Bezradność wywołana wiecznymi oczekiwaniami ma moc dania takiego płaskiego w policzek, którego nawet ciężar odcisku ręki nie zmieni. Marzenia skrywane przed światem dalej są w sercu, dalej pieką na myśl niespełnienia ich….To tak jakby człowiek kroczył po krawędzi urwiska, które z obu stron ma ciemne zakamarki nieznanego. Ciągle rozdarty pomiędzy co by chciał, a co ma. Najlepsze wytłumaczenia i racjonalne pobudki, aby doceniać to co się ma tu i teraz, a nie to co ma się gdzieś skitrane pod powierzchnią wszystkich warstw skór nie dają rezultatów. Baby są głupie, zwłaszcza te które musiały doświadczać krzywd ze strony świata dorosłych za młodego. Tak obserwując parę sztuk śmiało mogę powiedzieć, że jest mi ich niezmiernie szkoda, bo przez okrutne doświadczenia uciekły tak głęboko w świat wyobraźni, budując niezniszczalny słownik co jest idealne a co nie. Tak bardzo wierzą, w to co latami zbierały w swoich głowach, podczas niedoli niejednej, że nie potrafią teraz ogarnąć codzienności. Nie umieją zbudować związków, bo mają wewnętrzne potrzeby doświadczenia tylko swoich marzeń a nie realnych sytuacji. Nie potrafią odkryć się, bo budowały latami mury, chroniące zarówno je same, jak ich życiowe bajki.  Smutne to i takie dołujące, że tak słabo idzie im w adaptacji uczuć, ciągle walcząc o nieistniejące ideały. Ciekawa jestem czy takie kobiety skazane są na samotność, czy może jedynym sposobem zatrzymania ich na dłużej to zakłucie w jakąś metalową obrączkę. Przyglądając im się trochę dłużej, można zauważyć jak życie dało im kopa, jak ciągną za sobą lęki, obawy i strachy zbierane wtedy kiedy bezpieczeństwo powinno być najważniejsze. Z jednej stronie chciałoby się im te chwile wynagrodzić, bo fajne to osoby, kochane i uczuciowe. Z drugiej strony są na pozór tak silne i niezależne, że nie śmiałabym wyciągać do nich ręki, która przyjęta byłaby niczym zniewaga. Są totalnie ekstremalne w imię obrony własnych życiowym oczekiwań…mam tylko nadzieję, że nie zatracą się we własnym sosie niespełnionego scenariuszu, a może powodzenia powinnam im życzyć na samotnej ścieżce w poszukiwaniu szczęścia?

powiązane posty: romantyczne ble ble – czyli jak to bajki robią wodę z mózgu

Limitowany dostęp – czyli właśnie teraz to chcę!

Jacy jesteśmy przewrotni, ciągle dążąc do czegoś czego nie mamy. Czym bardziej limitowane zasoby, tym bardziej chcemy je mieć. Patrząc na przykład na diamenty…ile osób jest wstanie naprawdę powiedzieć dlaczego tak je lubimy? Pracując w metalach mogłabym powiedzieć, że to niezmiernie wdzięczny kamień jeśli chodzi o obróbkę, bo nie da rady go zarysować pilnikami, czyli można walić, kłuć a i tak nic mu się niestanie. Dodatkowo przepięknie łamie światło, dając ładne refleksy, które można wykorzystać w ciekawych formach przepuszczających blask. A czemu baby go lubią? Bo jest ich mało na świecie, gdzie cena uwierzytelnia tą prawdę, powodując że tylko nieliczni będą mogli go mieć. Oprócz tego mało kto wie, że to zwykły atom węgla, który przy podgrzaniu po prostu ….się spali. Oczywiście mało kto wie jeszcze, że brak weryfikowania pochodzenia powoduje,  że czarny (krwawy) rynek rozkwita (no ale to już takie moje małe zboczenie na temat etyczności dóbr luksusowych). No ale ok abstrahując od kamieni, muszę powiedzieć że ludzka przekora nie zna granic. Czym bardziej ograniczymy dostęp tym większe szanse na to że wszyscy, a to absolutnie wszyscy będę chcieli akurat tego tutaj i teraz. Technika „ostatnich sztuk” używana od lat w marketingu, trafnie uderza w nasze potrzeby wyjątkowości, unikalności jak i utraconej szansy. Jeśli czegoś jest mało, to automatycznie w naszej podświadomości podskakuje to do rangi pożądane i ważne. Tyczy się to wszystkiego od politycznych ustrojów, przez dobra luksusowe a kończąc na ludzkich postawach. Nawet wolny wybór, jeśli zostanie ofiarowany bez cienia konkurencji, na rynku wyceniony będzie bardzo nisko. I tak jak jesteś singlem, to twoja dyspozycyjność jest szeroka i wszechobecnie osiągalna. Nie mówi o możliwościach wyrywu, a tylko o cenie giełdowej. Mały trik, ukazania „limitowanej oferty” spowoduję, że znów staniesz się pożądliwie niedostępny.  Jeszcze bardziej przewrotnym przykładem są „osiągalni faceni” bo tutaj mamy do czynienia z rynkiem właścicielkami jajników, który z natury są niezłym emocjonalnym kotłem. Kobiety potrafią stać się wybitnymi strategami jak czegoś chcą i niczym jak lisice potrafią tak dobrać słowa i czyny, aby zbałamucić potencjalny kawałek mięsa. A więc, jeśli facet powiedzmy ciekawy, taki akceptowalny zacznie randkować z jakąś samicą dość atrakcyjną, masz jak w banku że baby jak te muchy będą nagle starały się przykleić na ten rzep ograniczonego źródła. Zainteresowanie sięgnie zenitu jeśli opinia o produkcie zostanie podsycana przez szczęśliwego klienta. Zarówno właścicielka wielkiego diamentu na palcu jak i szczęśliwa atrakcyjna kobieta u boku faceta, spowoduję zazdrość w oczach innych mniej uprzywilejowanych. To jest ludzkie, normalne, zabawne i takie nieprzyzwoicie ciekawe. Mam niesamowitą frajdę, kiedy obserwuję właśnie taki schemat naszego działania, bo to jak oglądanie serialu ze scenariuszem w ręku, który dokładnie opisuję kolejne kroki. Uwielbiam zakamarki naszych ograniczeń i tą taką lekkość w bezsensowności tej całej próżności posiadania.

Kruchość początków – czyli całe życie to wieczna nauka

Chyba nigdy nie dojadę to takiego momentu w swoim życiu, że uczyć się już nie będę musiała, że nie będzie żadnego zaczynania od nowa. Całe życie to wieczna niekończąca się nauka, lekcja o tym co to bliskość, co to prawda a co fałsz, co to miłość i nienawiść. Od pierwszego dni do ostatniego odkrywamy ten pierwszy raz, pomimo że w kółko idziemy utartymi drogami naszych własnych ograniczeń. Czym starsza tym świadomiej przyjmuję lekcje, choć wciąż z podziwu nie mogę wyjść, że aż tyle do przyswojenia wciąż jest. Każdy dzień przynosi nowe doświadczenia, nowe sytuacje i rozwiązania. Nie powiem, czasem się czuję przemęczonym byciem wiecznym pierwszoklasistą, który udupiony jest wciąż na tym samym semestrze. Pomimo, że do 7 latka mi daleko mam nieoparte wrażenie,  że ciągła lekcja ludzkiej złożoności nie drgnęła o centymetr. I tak o to wciąż spotykam się sama z sobą na pytaniu jak kochać siebie i innych, jak dawać i brać zarazem, jak być sobą i dopasowaną za jednym zamachem, jak być pewną, ale skromną. Jak już mi się wydaję, że do klasy kolejnej mogłabym przejść odkrywam brak wiedzy kompletny i jak ten klasowy osiołek siedzę w kącie rozkminając, ale o co w tym chodzi. Ktoś by mógł powiedzieć, że wieczne pytania i odpowiedzi są tym co pcha ludzkość do przodu, czyni nas istotami myślącymi i starającymi się poprawić stan przeszły na stan lepszy. No ale nie przechodzenie do kolejnych etapów wtajemniczenia ludzkich relacji, stawia mnie w pozycji nieuka odwiecznego. Receptą naturalną wydaje się implementowanie rozwiązań, które się zna i które miały jakiś cień powodzenia w latach uprzednich, no ale podążanie tymi samymi ścieżkami doprowadza nas dokładnie do tego samego punktu…zaczynania wszystkiego od początku. Zatem jak nauczyć się być białym i czarnym w tym samym momencie, jak nauczyć się potrzeb swoich i zamieścić je pomiędzy potrzeby innych. Jak odkryć prawdę, kiedy strach zasłania oczy. Najmądrzej byłoby zaakceptować niepewność życiowej mądrości i być pewnym, że wiedzieć się wszystkiego nie wie. Pozwolić sobie w tej oślej ławce próbować rozwiązać równianie miłości jeszcze raz. Nikt i nic przed porażkami nas nie uchroni, więc może warto po prostu nie oczekiwać nieomylności i ryzykować, kiedy serce rwie się do uwierzenia jeszcze raz.

 

Życie w Wonderland – czyli Barceloński zaklinacz rzeczywistości

Moje życie w słonecznym państwie zbliża się do 3 rocznicy. Barcelona niczym niewymagająca ciotka przyjęła mnie w ramiona, nie przejmując się ani języka brakiem ani nawet posiadaną wiedzą o kraju. Miasto tak nieprzyzwoicie przyjemne jest w życiu, że ciężko nawet ogarnąć czasem który to już dzień mija. Transport publiczny przemyślany do najwyższego możliwego poziomu, gwarantując ten komfort, że dojedziesz w maks. 40 minut i nie ważne jak daleko musisz dojechać. Każdy przystanek zaprojektowany z myślą o połączeniach wszelaki, tak po prostu aby żyło się łatwiej. Do tego trzeba doliczyć tani alkohol i wszechogarniającą uprzejmość. Ludzie są tu bardziej wyluzowani, czasem nawet zbytnio zwłaszcza jeśli chodzi o wszelakie usługi. Do listy rozpieszczających rzeczy do szpiku, należy dodać pogodę, to słońce wylewające się kilogramami i bezgraniczne niebo które ściera się z błękitem morza. Nie kolorując, muszę przyznać, że łatwiutko się tu zaadaptować, bo ani nikt Cię palcem nie wytyka za posiadanie innego obywatelstwa, ani też nikt nie próbuję Cię zmieniać. Czas płynie, przelewając się przez palce w dobrym towarzystwie mojito i przepysznych tapasów. Takie miejsce, którego opuszczać  się nie chce, choć… i tak nigdy nie poczujesz się jak u siebie. Odwiedzając od czasu do czasu rodzinne strony odkrywam, że 100% polką się nie czuję. Oczywiście zawsze będę duchem i ciałem z kraju płynącego ziemniakami z kefirem, ale nie ukrywam że czuję się trochę tam wyobcowana. Hiszpania natomiast jest znana i przyjemna, daje mi pewien spokój ducha kiedy wracam tutaj z nieważnej jakiej podróży…no ale też moją nie jest. Myślę, że życie za granicą doprowadza Cię do takiego momentu, gdzie czujesz się jakbyś stał tak pośrodku ulicy, nie przechodząc ani w jedną ani w drugą stronę.  Nie czuję, aby Polska była domem, nie czuję żeby Barcelona nim była również…po prostu żyję w Wonderland. Tutaj nie myśli się o przyszłości, to miejsce na delektowaniem się teraźniejszością, to miejsce wiecznych wakacji pomimo regularnej pracy. Tutaj nawet na urlop się nie chcę wyjeżdżać, bo miasto to wieczny park rozrywki. Świadomość mam, że trwać tak wiecznie nie można, że trzeba się obudzić i odnaleźć jakiś dom, które będzie ostoją podczas każdej podróży. Wiedza jednak zdaję się jest niewystarczająca, aby na własne życzenie obudzić się z tego miasta.

 

 

Zdjęcie: This view was....Id like to use word... MAJESTIC! :-) - Barcelona

zdjęcie wykonane przez Sara Kinas

https://www.facebook.com/SaraKinasPhotography

Realizacje marzeń – czyli no limits dla wymówek

Obserwuję wielu utalentowanych i pięknych ludzi, którzy nie wierzą we własne siły, którzy boją się sięgnąć czegoś co osiągalne dla nich może być, dosłownie wystarczy tylko wyciągnąć rękę. Czemu zawsze odkładamy nasze szczęście na później, wmawiając sobie że czas przyniesie nam odwagę i większą szanse na sukces. Czas nie pomoże, po prostu trzeba wziąć się do ciężkiej roboty i ulepić radość własnymi palcami. Odkładanie i tłumaczenie sobie, że marzenia poczekać mogą a bo to pieniędzy wystarczająco odłożonych nie ma się tyle i ile chcieć by się chciało. Albo że cel wymaga tyle zaangażowania i wolnej chwili, łudząc się że czekanie rozwieje owe czasowe utrapienia. Na pocieszenie powiem, że nigdy momentu odpowiedniego nie ma, ani pieniędzy ani możliwości bo chęć sięgania gwiazd leży nie w okolicznościach a we własnym zaparciu. Trzeba samemu sobie taki pęd nadać, kopiąc nieistotne wymówki prosto w tyłek. Życie się jedno ma, tak by z czysto teoretycznego punktu widzenia można byłoby powiedzieć. No to skoro szansy na poprawę spieprzonych dni mieć nie będziemy, to po co się ograniczać? Dlaczego budujemy mury wokół własnych skrytych potrzeb? Masz ochotę zacząć pisać bloga…pisz! Jakbym miała się ograniczać a to formą, a to czasem, albo tym że czytać mnie nikt nie będzie to bym pisała dalej do pamiętnika spod łózka. Zrób krok numer jeden i zacznij iść, zacznij własną drogę to marzeń, zacznij powoli podążać za czymś co siedzi głęboko w Tobie. Nawet najlepszy biegacz na świecie, stawiał pierwsze kroki…Marzy Ci się wyjazd, to spakuj się i wyjedź, a nie wyszukuj tysiąca powodów czemu zrobić tego nie możesz. Skupienie swojej energii na realizacje stanowczo użyteczniejsze jest niż mamrotanie ciągłe i wieczne. Sama sobie muszę to powtarzać i wydrukować i na super klej na lustrze przykleić. Mam dnie, które błyskotliwie umiem zamienić tak, aby dupska nie ruszyć i tak właśnie oto w konsekwencji tego ciężkiego zada, spogląda na mnie stół jubilerski. Zakurzony, osamotniony i stęskniony a ja uparcie twierdziłam, że nie mam jak i po co i dlaczego. Wczoraj zmęczona,po pracy usiadłam, posiadając cel zrobienia małego emocjonalnego prezenciku bliskiej mi osobie. I powiem szczerzę, że nic nie smakuje lepiej jak brudne i zdarte paznokcie po robocie, jak cudownie znów widzieć że potrafię stworzyć coś z niczego. Przeszywa mnie satysfakcja, że oddaję kawałek swojej duszy, nadając formę srebrnej blaszce.  Znów do czerwoności rozpaliły się moje skryte marzenia, że mogę być mężem własnej firmy jubilerskiej. Co prawda tym razem iskra do bujnej wyobraźni przyszła z zewnątrz, ale efekt ten sam. Muszę zacząć iść. I jak zawsze z marzeniami i pasjami ..trzeba iść nawet w te dni kiedy iść się nie chce.

 

Tęsknota – czyli kiedy sekunda staje się minutą

Tęsknota to ciekawe uczucie, które towarzyszy nam od zawsze, z jednej strony dodając emocji do dnia codziennego z drugiej zaś potrafi być takie przytłaczające. Oczekiwanie na moment, która ma przynieść szczęście jest nieprzyzwoicie wyciągnięte w czasie. Każda sekunda ucieka w przedziwnie surrealistyczną czasową dziurę powodując odczucie nie płynięcia go w ogóle….Na samą myśl rozłąki, gdzie uczucia są wplątane łapie mnie gęsia skórka, powodując nieprzyjemne uczucie niepokoju. Wyczekiwanie, utęsknienia i odliczanie to istna tortura wymierzona prosto w serce, które z poczucia oddzielenia piecze niczym skóra po opalaniu w popsutym solarium. Odległość zabiera bliskość i obcowanie z sobą nawzajem, zabiera dotyk i jego siłę trwania. Wystawia na próbę zaufanie i sens całego oczekiwania. Wierzę też, że dystans ma moc łączenia równie silną co dzielenia. Ciężki okres do przejścia może z jednej strony zespawać przyjaźń i wzajemne poleganie na sobie w każdej sytuacji. Ma też moc odkrywania niedociągnięć całej związkowej budowli, ukazując dziury w fundamencie, które dzieli jedynie chwila to całkowitej ruiny. Tęsknota to dobry egzamin dla miłości, to czysta szkoła cierpliwości i wyznaczenia sobie celów. To test na wspólną wizję, bo wierzę że jak idzie się w tym samym kierunku można pokonać trudności wszelakie, bo małe drobne problemy nie przysłonią większego obrazka przyszłości. Z biegiem czasu cały ten proces niefajnego odczucia utęsknienia odchodzi w niepamięć, zostawiając tylko historię że kiedyś tam był jakiś momencik wyczekiwania. To pozytywny aspekt życia, że wszystko przemija i coś co boli dzisiaj za pewien czas boleć nie będzie. Stanie się wspomnieniem, które dołożyło swoją cegiełkę do kształcenia własnej osobowości. I zawsze noc nie taka straszna kiedy przychodzi wyśniony poranek wraz z uśmiechem na twarzy wspólnego życia.