Jak skomplikować sobie życie – czyli czym bardziej pokrętnie tym lepiej?

Teoretycznie powinniśmy z natury leniwca podświadomie szukać łatwiejszych sposobów wykonywania czynności wszelakich. Wedle tej zasady cywilizacja idzie do przodu, bo chcąc robić mniej jesteśmy świadkami postępu technologicznego i poprawy życia. Choć to kontrowersyjne stwierdzenie bo taki rozwój Mac’s Drive Thru no niby ułatwia napchanie się tak od ręki, no ale czy to faktycznie poprawa życia? No ale nic, abstrahując od hamburgerów, tak generalnie jak mamy do wyboru drogę łatwą i krótszą i prowadzącą do tego samego celu, to tylko wariat porwie się na tą bardziej pokomplikowaną. Czasem zastanawiam się czy ta umiejętność przetrwania została mi ofiarowana z defektem, bo z natury zamiast iść na skróty potrafię tak decyzję pokomplikować, że aż przekombinować. Prosta droga wydaję mi się zbyt prosta,  a przez to nieatrakcyjna więc często na okrętkę, choć nie do końca świadomie podążam do upragnionego celu. Współczuję ludziom, którzy mają tego pecha żeby ze mną obcować, bo jak wpadną w pętlę swoich pomysłów, to tylko wykazując się nieskończonymi pokładami cierpliwości są wstanie przetrwać w moim towarzystwie. Dorzucić trzeba, że bycie babą nie ułatwia w przejrzystości toku myślowego, zatem wyślij mnie po jajka, a wrócę po godzinie z nową patelnią, kilogramem truskawek i bez jajek bo nie było ekologicznych. Oczywiście wmówię Ci, że jajecznica którą chciałeś wcale nie jest tym co chciałeś i właśnie dostajesz coś innego. Jeszcze lepiej sytuacja się ma jak mam wymarzony pomysł i plan, który chcąc po trupach zrealizować jestem wstanie walcem przejechać niejedną ofiarę, która chciała . Jak się uprę, że chcę dajmy na to wymarzone urodzinowe przyjęcie i najlepiej niespodziankowe to ….lepiej nie chciej ich dla mnie zorganizować. Niczym kapral, pomimo braku sprecyzowanych wymagań oczekiwać będę dokładnie zaplanowanych, dopracowanych do perfekcji wydarzeń. Jeśli wpadka wyjdzie z serii – „ups, nie lubisz tego?” to nawet  uśmiechu nie będę wstanie udawać. Zatem albo prezentów nie warto robić, albo się do nich przyłożyć trzeba. I tak sobie myślę, że głupie to trochę i że pośladki rozluźnić powinnam. Osoby potrafią się starać, ale wiem że idealistyczno-perfekcjonistyczny charakter nie jest wstanie się cieszyć na szlafrok w prezencie, który jest tak duży, taki że mogłabym się nim owinąć dwa razy. Rękawy długości nogawek i to w znienawidzonym kolorze moim, czyli białym. Wiem, że pomysłodawcy serce wkładają i przykro mi się robi, że mi się robi przykro kiedy właśnie takie prezenty ktoś mi ofiaruje. Szlafrok wciąż wisi, nawet w ciągle w użytku jest, ale myślę nieustannie, kiedy go narzucam, jak ktoś mógł mi dać coś takiego….zatem boję się niespodzianek bo maniakiem jestem i nie umiem sobie wyperswadować oczekiwań. Chciałabym się łudzić, że wszystkie kobiety takie są, że nie łatwo jest nam dogodzić tak z założenia? Że wraz z ośrodkiem gadania wkleili nam wielki płat pod tytułem „oczekiwania” i kombinowanie z zajeżdżaniem innych?  Zamiast ułatwiać sprawę i podpowiedzieć może co bym chciała dostać (co już z założenia totalnie wchodzi w konflikt z definicją niespodzianki) wolę czekać i na sam koniec prawie w 99% się rozczarować. I to nie dlatego, że coś jest niewystarczające drogie, ale po prostu nie przemyślane. Przykładem dobrze wykonanego zadania jest jeden prezent, który zapamiętałam bo był idealnie skrojony do mojej osoby…koleżanki zrobiły mi naszyjnik z żelek haribo, nawlekając na sznureczek jedno po drugim, zachowując i design i kolorystykę. Piszczałam, ze szczęścia po prezent uderzał w moje dwie obsesje – biżuteria i żelki :). Jedno robię sama, drugie wciągam sama – efekt idealnie trafiony i z ręką na sercu się przyznam, iż zostanie on zapamiętany do końca życia. Nadając temu pomysłowi większą wartość niż biednemu szlafrokowi opisanemu powyżej, a który kosztował grubą kasę. No ale naprawdę, jak se przypomnę to uczucie że kiedy rozwijałam wyczekany świąteczny prezent i tam frote się wynurzyło z trudem powstrzymałam łzy zawiedzenia. Kurde wiem, że i złe to i bezsensowne, ehhh może warto popracować nad obniżeniem wymagań co do życia i nie oczekiwać? Może wtedy coś ciekawszego się przydarzy i może nawet lepszego niż w wersji reżimu własnych wyobrażeń? Łatwo się to deklaruję, gorzej z wykonaniem…no ale chyba muszę się wziąć za pracę za siebie.